Filmy grozy z ciężarówkami w tle idealne na Halloween

coyote-halloween

Z okazji Halloween przybliżamy dwa filmowe horrory idealne dla widzów, którym bliskie są tematy logistyki i transportu drogowego, bo główne role „grają”w nich ciężarówki. Zapraszamy na seans z dreszczykiem. Uwaga, mogą być drobne spoilery.

Duel (1971), reż. Steven Spielberg (polski tytuł: Pojedynek na szosie)

Zanim Steven Spielberg stał się maestro kina rozrywkowego, a jego „Szczęki”, „E.T.”czy „Park Jurajski”królowały w box office, pracował jako reżyser telewizyjny, gdzie uczył się filmowego fachu. Nakręcił kilka odcinków serialu „Columbo”, a następnie włodarze Universal Television — zadowoleni z efektów pracy młodego reżysera — powierzyli mu realizację filmu telewizyjnego, który miał zostać wyemitowany na antenie stacji ABC. Autorem scenariusza był Richard Matheson, pisarz science fiction, który zaadaptował własne opowiadanie, opublikowane kilka lat wcześniej na łamach „Playboya”. W roli głównej obsadzono Dennisa Weavera (najbardziej znanego właśnie z tej produkcji oraz z serialu kryminalnego „McCloud”). „Duel”, bo o nim mowa, miał premierę 13 listopada 1971 roku i z miejsca stał się hitem. Był to przebój tak duży, że studio Universal zdecydowało się wypuścić film do kin. Najpierw jednak Spielberg musiał wrócić na plan i zrobić dokrętki, aby wydłużyć metraż z telewizyjnych 74 minut do kinowych 90 minut. Wersja kinowa trafiła na ekrany w Europie i Australii, gdzie także zrobiła olbrzymie wrażenie na widzach i krytykach.

Historia w „Duel”jest prosta i może dlatego doskonale działa na widza również i dzisiaj. Główny bohater, David Mann, to przedstawiciel handlowy, który zmierza po szosach pustyni Mojave, aby odwiedzić klienta. Wkrótce jego czerwony Plymouth Valiant rocznik 1970 trafia na celownik kierowcy potężnej cysterny Peterbilt 281. Wielka, zardzewiała ciężarówka kilkakrotnie będzie próbowała zepchnąć samochód Manna z szosy, czy też wepchnąć go pod przejeżdżający pociąg — słowem, uśmiercić Bogu ducha winnego sprzedawcę. Dlaczego? Widzowie nigdy się tego nie dowiedzą, podobnie jak główny bohater filmu. Nigdy też nie zobaczą twarzy kierowcy Peterbilta (kamera uchwyci jedynie jego ramię i buty). To właśnie nadaje „Duel”bardziej horrorowy sznyt. Motywy prześladowcy są nieznane, nie widać jego twarzy, a ciężarówka ścigająca samochód osobowy (niczym biblijny Goliat Dawida) jest niczym przerażająca bestia: wielka, zardzewiała, ociekająca smarem i kopcąca ciemnymi spalinami z kominów.

Po tylu dekadach od premiery „Duel”wciąż się broni. Warto też obejrzeć go, aby zobaczyć początki reżyserskiego kunsztu Spielberga, który rozwijał z powodzeniem w kolejnych już wysokobudżetowych produkcjach („Duel”kosztował zaledwie 450 tysięcy dolarów).

Zwiastun

Maximum Overdrive (1986), reż. Stephen King (polski tytuł: Maksymalne przyśpieszenie)

„Carrie”, „Lśnienie”, „Miasteczko Salem”, „To”— to tylko kilka klasyków literatury grozy, które wyszły spod pióra Stephena Kinga, niekwestionowanego króla powieściowego horroru. Niemalże od razu dziełami Kinga zainteresowało się Hollywood. „Carrie”zekranizował Brian De Palma, „Lśnienie”Stanley Kubrick (dziś to absolutny klasyk, ale odstępstwa od książkowego pierwowzoru rozwścieczyły Kinga), a „Christine”mistrz kina grozy John Carpenter. W połowie lat 80. wielki włoski producent filmowy Dino De Laurentis zgłosił się do Stephena Kinga i podpisał z nim kontrakt na realizację trzech filmów opartych o jego powieści i opowiadania. Pierwszy z nich miał napisać i wyreżyserować sam King. Było to karkołomne przedsięwzięcie, bo po pierwsze: to miał być jego reżyserski debiut, a po drugie: w tym czasie zmagał się z nałogiem narkotykowym. Oba czynniki znacząco wpłynęły na jakość gotowej produkcji. Dość powiedzieć, że „Maximum Overdrive”uważane jest za jeden z najgorszych filmów w historii kina, a sam King, który traktował pracę na planie jako lekcję nowego fachu, po latach wyparł się tego filmu, określił go mianem „produkcji dla kretynów”i nigdy już nie nakręcił niczego innego. Czy jest tak źle? Cóż, owszem. Ale jednocześnie seans „Maximum Overdrive”dostarcza masę frajdy, bo to film z gatunku „tak zły, że aż dobry”.

King zekranizował swoje opowiadanie „Trucks”(zawarte w zbiorze „Nocna zmiana”), ale zmienił jego ton. Literacki pierwowzór jest ponury i poważny, a jego ekranizacja ocieka campem i humorem nie najwyższych lotów, za to jest sporo przemocy i wybuchów. Dodajmy do tego muzykę napisaną przez AC/DC (z przebojem „Who Made Who”;ścieżka dźwiękowa to jedna z niewielu bezsprzecznie dobrych części składowych tej produkcji) oraz Emilio Esteveza w roli głównej i mamy kwintesencję B-klasowego kina lat 80.

Fabuła? Przez orbitę Ziemi przelatuje kometa Rhea-M. Gdy nasza planeta znajduje się w jej ogonie, zaczynają się dziać rzeczy niestworzone: maszyny zaczynają żyć własnym życiem! Mosty zwodzone otwierają się same, co wywołuje wypadki drogowe, bankomaty obrażają klientów, kosiarki do trawy mordują właścicieli, a automaty arcade rażą ludzi prądem. Grupka ludzi chroni się na stacji benzynowej, którą otaczają ożywione ciężarówki chcące — a jakże! — zabić ocaleńców. Na czele grupy krwiożerczych osiemnastokołowców stoi White Western Star 4800 z 1976 roku, transportujący zabawki firmy Happy Toyz. Zamiast chromowanego grilla ma stylizowaną głowę przerażającego goblina, która stała się symbolem filmu.

„Maximum Overdrive”poniosło klęskę w kinach, a krytycy zmieszali film z błotem (dwie nominacje do Złotych Malin), ale dziś film cieszy się statusem dzieła kultowego. Po 11 latach opowiadanie „Trucks”zostało zekranizowane po raz wtóry, tym razem w formie filmu telewizyjnego. Kilka lat temu Joe Hill, syn Stephena i Tabithy Kingów, również pisarz, ogłosił, że chciałby zrobić remake „Maximum Overdrive”, dopasowany do współczesnych realiów. Czyżby do zabójczych ciężarówek miały dołączyć krwiożercze iPhone’y i Roomby?

Zwiastun (z udziałem samego Stephena Kinga!)